Wspomnienia Mariana Pica 2015-04-10 |
Jak ten dzień 30 kwietnia 1951 roku widział Marian Pic w swojej książce „Niebo za kratami”
„.......Koniec kwietnia; piękna wiosenna pogoda nie sprzyja naukowym dyskusjom. Mimo wszystko całe dnie wypełnia omawianie tematów "z polaka". Matematyka opanowana - wydaje się, że lepiej, jak dobrze. To zasługa obecnego dyrektora liceum, prof. Mallowa, człowieka nietuzinkowego, mądrego, w którego wydaniu ten zdawałoby się trudny przedmiot, stał się dla mnie prawdziwą pasją i przygodą. Rozwiązywanie problemów matematycznych sprawiało mi dużo przyjemności.
Po pisemnych pracach z polskiego i matematyki zostanie trochę czasu na wygładzanie i utrwalanie przedmiotów na II część egzaminu dojrzałości.
Przez okno otwarte czuje się wiosnę. Korci, by zostawić maturalne przygotowania, zapomnieć o obowiązkach i ruszyć do Jankowa - do lasu, nad wodę. Wszędzie zieleń, pełno cichych odgłosów otaczającej nas przyrody i nasze przekrzykiwania. Sielanka ... Jest późny wieczór. Minęła 2200 . Jeszcze tyle pracy. Dzwonek do drzwi wejściowych. Chyba wrócił Jasiu – brat. Dlaczego jednak tak natarczywie i długo dzwoni. Otwieram bez wahania. W drzwiach dwóch wysokich silnie zbudowanych mężczyzn. Nie przedstawiają się. Bezpardonowo wchodzą do mieszkania, usuwają mnie z drogi. Nie próbuję ich zatrzymać. Nie te wymiary. Jeden z wprawą sprawdza moje kieszenie, obmacując je z zewnątrz. Drugi jest już w moim pokoju Domagają się wydania broni, ulotek, plakatów. Zaczynają rewizję. Tak jak na filmach. Tam jednak robili to hitlerowcy. Książki lądują na ziemi, wcześniej pobieżnie przerzucanie stronic tak, by ewentualnie luźne kartki wypadały na stół, potem w kąt pokoju. Szafa biblioteczna jest pełna. Na półkach stoi także kilka tomów klasyków marksizmu - leninizmu, koniecznych w szkole dla zrozumienia nowego, wspaniałego świata komunizmu. Te jednak nie wzbudzają ich zainteresowania. Chwała Bogu! Ich wnętrza zawierają dość niecenzuralne dopiski, szczególnie na kartkach z portretami wodzów rewolucji proletariackiej. Byłby naprawdę duży kłopot, gdyby to przeczytali. Interesują ich książki historyczne, te o tematyce powstania styczniowego, wielkopolskiego, literatura legionowa, Ossendowski, wspomnienia luminarzy międzywojnia. Część książek odkładają. To samo dzieje się z maszyną do pisania i kalkami maszynowymi. Zabierają aparat fotograficzny i wszystkie filmy oraz mały aparat radiowy - krzyk ówczesnej techniki, który też będzie dowodem rzeczowym. Przedmioty te nigdy nie wrócą do domu. Ta rewizja "fachowców" przeniosła się do pozostałych pokoi, również do dziecinnego, gdzie w łóżeczkach leżało moje najmłodsze rodzeństwo - siostra Hanka i najmłodszy - Wojtuś. Również brutalni, bezwzględni, precyzyjni, przewracanie materacy, przeszukiwanie szafki z zabawkami. Żadnych zbędnych pytań i informacji. Idziesz z nami. Wrócisz po wyjaśnieniu kilku spraw. Rodzice są poinformowani, że niedługo wrócę. To, co wydawało się raczej niemożliwe, niestety, stało się. Całuję rodziców, żegnam ich. Mama podaje mi kromki chleba i kawałek kiełbasy. Ojciec w ostatniej chwili podaje mi krótki kożuszek. On wie, że będzie tam na zmianę zimno i gorąco. Widzę łzy w ich bezradnych spojrzeniach. W ich oczach jednak nie ma nagany. Ojciec już przeszedł przez więzienie. W milczeniu wychodzimy z domu. Idę między dwoma nieżyczliwymi, potężnymi cywilami. Dawid między Goliatami. Szybko mijamy Rynek, przechodzimy ulicą Dąbrówki i następnie skręcamy w Laubitza. Zbliżamy się do gmachu PUBP. Wkładam rękę do kieszeni spodni, by wyjąć chusteczkę do nosa. Ogarnia mnie przerażenie. W kieszeni tkwią dwa naboje do KBKS. Szczyt głupoty i braku wyobraźni. Trzymam je w ręku. Skręcamy drogą przez trawnik. Jest ciemno W ostatniej chwili, kilka metrów przed wejściem, upuszczam te kompromitujące dowody rzeczowe na trawę. Upadają cichutko. Co za ulga. Po chwili zamykają się za mną pierwsze z tak wielu odtąd zamykanych z łoskotem drzwi. Trzask zamków i rygli. Stąd nie ma wyjścia.
Od wspomnień zupełnie osobistych pora przejść do historii najważniejszych dwóch tygodni, które wstrząsnęły nie tylko naszą grupą zaprzysiężonych, ale całym "Chrobrym", które było przecież gniazdem tej "nieprawomyślnej" afery politycznej.......”
|
czytaj więcej |
 |
ks Zbigniew Lewandowski urodziny 2015-01-25 |
"Jest takie miejsce na mapie,
Co Grodem Lecha się zwie
Tu żyli moi dziadowie,
Tu przyszło żyć także i mnie."
30 stycznia 2015 roku ksiądz kanonik Zbigniew Lewandowski skończył 93 lata.
Życzymy księdzu 100 lat !!!
W swoich wspomnieniach ksiądz kanonik Zbigniew Lewandowski napisał:
Nie jestem wprawdzie gnieźnianinem z urodzenia, ale parędziesiąt lat spędziłem w tym Mieście pozwala mi je uważać za "swoje".
Urodziłem się 30 stycznia 1922 roku w Bydgoszczy. Do Gniezna jeszcze przed wojną jako uczeń gimnazjalny, - podziwiałem wielką katedrę i wspaniałą konfesję św. Wojciecha. Głęboko utkwił mi w pamięci obraz katedry oglądany z przeciwnego brzegu jeziora Jelonek. To zostało w głębi mojej „psyche” w mrocznym okresie wojennym.
Wojna 1939 r. był czasem trudnym dla mnie. W kwietniu 1939 r. wzięto mnie przymusowo do pracy w Niemczech. Byłem robotnikiem rolnym.
W maju 1945 r. wróciłem do domu do Bydgoszczy.
Rok później, po złożeniu egzaminu dojrzałości, znalazłem się w Gnieźnie w Prymasowskim Seminarium Duchownym Tak więc okres dwu letnich studiów filozoficznych przeżyłem w Gnieźnie. Natomiast studia teologiczne odbyłem w Poznaniu. Święcenia kapłańskie otrzymałem z rąk księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego w czcigodnej katedrze gnieźnieńskiej. 7 czerwca 1952 r. pierwsza placówka duszpasterska była dla mnie we Wrześni. W marcu 1954 r. wróciłem na dłuższy do Gniezna. To nowe zamieszkanie w Gnieźnie dość długie, bo do roku 1967 r. – praca wśród młodzieży gimnazjalnej ( główne moje zajęcie ) związała mnie z tym Miastem i jego mieszkańcami. W roku szkolnym 1953/54 w okresie tym pracowałem w następujących szkołach: Liceum Ogólnokształcące nr 15 imienia błogosławionej Jolenty, Technikum Gastronomicznym, Zasadniczej Szkole Handlowej, Zasadniczej Szkole Odzieżowej. Od 1 stycznia 1957 r. po październiku 1956 r. nauczałem w Liceum Ogólnokształcącym nr 16 im Bolesława Chrobrego.
We wrześniu 1960 r zabroniono nauczania religii we wszystkich szkołach. Odtąd uczyłem religii w salach katechetycznych przy kościele OO Franciszkanów.
Dziewczęta i chłopcy gorliwie uczęszczali na katechizm. Młodzież w tamtych czasach była bardzo dobra. Praca wśród nich była dla mnie radością i wielką przyjemnością. Wymagała jednak wielkiego wysiłku fizycznego – od poniedziałku do soboty (ponad 40 godzin tygodniowo).
Wielką radością były niedzielne spotkania z młodzieżą w przepięknym kościele garnizonowym. Kochałem moje kapłaństwo, kochałem pracę z młodzieżą, starałem się zawsze przygotowanym stać przed nimi.
Lata od 1 lipca 1967 r. do 1 lipca 1998 r. – tak więc 31 lat byłem proboszczem parafii w Mieścisku – od Gniezna tylko 30 km.
Na spoczynek emerytalny przeszedłem w 1998 r. wróciłem do Gniezna zamieszkałem w domu księży emerytów w Gnieźnie na ul. Chociszewskiego 4-6.
Spacerując po Gnieźnie, po jego ulicach parkach i nad jeziorami odtwarzam w swoim wnętrzu historyczne wydarzenia,
„kocham to miasto, te domy, ulice,
Katedrę na Wzgórzu Lecha
I ptasie koncerty, i noc świętojańska/
Dzwoniący głos dzwonu Wojciecha".
Gniezno 21-05-2000r
ks. Zbigniew Lewandowski |
czytaj więcej |
 |