Strona Główna
Aktualności
Strona szkoły
Dyrektorzy szkoły
Biogramy
Wspomnienia absolwentów
1938 - zjazd
1948 - program
1951 - Wydarzenia PAS
1951 - Jan B Ćwikliński
1953 - Jan B. Ćwikliński
1978 - S.Gawrych
1978 - T. Powidzki
1988 - J. Kolanowski
1988 - A.Sajkowski
1998 - L.Bartkowski
2005 -T.Herman
2006 -J.Fijał
Absolwenci
Sztandary
Poezja i pieśni
Filmy
Deklaracja
Gnieźnieńskie linki
Jesteś w: Strona główna / Wspomnienia absolwentów / 1978 - T. Powidzki  

Tadeusz POWIDZKI
MŁODZIEŻ W WALCE Z PRUSKIM ZABORCĄ

(Na marginesie 75-lecia procesu gimnazjalistów gnieźnieńskich)

.         „Wiele, mało — przebolało!”. Trudno mi tedy powiedzieć, że jak z bicza trzasnął przeminęło mi tych pięćdziesiąt i pięć lat od chwili, w której dyrektor dr Martin wszedł do naszej klasy i surowym urzędowym tonem oświadczył: „Grzesiewicz, Janiszewski, Kolipiński und Powidzki — sie kónnen nach Hause gehen!” W dobrej polszczyźnie znaczyło to: „Wynoście się ze szkoły na złamanie karku!” Działo to się w sobotę przed połową marca 1902 roku w gimnazjum gnieźnieńskim, dziś stojącego pod szczytnym patronatem Bolesława Chrobrego. W następny poniedziałek mieliśmy razem z kilkunastu Niemcami stanąć do ustnego egzaminu dojrzałości. Nas czterech wyżej wymienionych zostało od niego w powyższy sposób „chlubnie zwolnionych”. Pruski papierek poświadczający naszą „dojrzałość” był nam widocznie niepotrzebny. O cóż poszło? Istniało w Gnieźnie, jak zresztą i we wszystkich gimnazjach na ziemiach polskich b. zaboru pruskiego, tajne stowarzyszenie uczniów, Towarzystwo Tomasza Zana, mające na celu samokształcenie w tym wszystkim, czego nie dawała nam szkoła pruska, — w narodowej historii i literaturze.

            Władze szkolne wpadły na trop tej organizacji i po przeszło półtorarocznym śledztwie szkolnym, policyjnym i sądowym zasiadło dwudziestu i kilku młodych „zbrodniarzy” przed gnieźnieńskim trybunałem, oskarżonych o to, że „w latach 1898—1902 należeli w Gnieźnie do towarzystwa, którego istnienie, ustrój i cel miały być trzymane w tajemnicy przed rządem państwowym, a mianowicie do Towarzystwa Filomatów i Filaretów, i to Szwemin i Powidzki jako przewodniczący”. o obrońcy nasi stanęli przed sądem wybitni działacze narodowi, adwokaci Antoni Karpiński, po odzyskaniu niepodległości pierwszy prezes tego samego sądu, w którym toczyła się rozprawa, dr Witold Celichowski, pierwszy wojewoda poznański i Bernard Chrzanowski, pierwszy kurator Okręgu Szkolnego Poznańskiego. Zgodnie z życzeniem oskarżonych obrona nie szła w kierunku wykazania braku winy lub zmniejszenia oskarżonym kary, nie prosiła o żadne dla nich względy. Bernard Chrzanowski wykazał ignorancję w sprawach historii i literatury polskiej głównego rzeczoznawcy dla spraw polskich i tajnych organizacji młodzieży sekretarza policyjnego Güinthera z Poznania, zaś mowa Antoniego Karpińskiego schłostała bezlitośnie cały germanizacyjny system pruski.
    
       Z mowy tej zasługuje na przypomnienie (według skrótu umieszczonego w pamiętniku b. wychowanków Gimnazjum. gnieźnieńskiego z roku 1938) ustęp charakteryzujący doskonale nasze położenie w ostatnim dziesięcioleciu przed pierwszą wojną światową.
     
       „ Prokuratura twierdzi, że ostatecznym celem (sc. tajnego związku gnieźnieńskiego) nie było uczenie się historii i literatury polskiej, ale ożywienie i wzmocnienie polskiego narodowego poczucia. Ależ, ażeby ożywić nasze poczucie narodowe nie potrzebujemy uczyć się tajnie historii polskiej: o ożywienie i wzmocnienie polskich uczuć patriotycznych dba rząd pruski, dba jego ustawodawstwo kolonizacyjne, gdzie to z podatków, także przez Polaków płaconych, kupuje się ziemię, a w celu wzmocnienia niemczyzny a osłabienia polskości nie dopuszcza się chłopa polskiego do nabywania tej ziemi; — o ożywienie poczucia narodowego dba program szkół gimnazjalnych wykluczający język polski z planu nauki; — i tak w Prusach od ministra do podoficera pracuje cały aparat nad wzmocnieniem i ożywieniem uczuć polskich”. Przemówienie owe zakończył obrońca stwierdzeniem, że kara więzienia nie będzie dla oskarżonych hańbą i że bez przesady będzie można o nich powiedzieć, że stoją moralnie wyżej, niż system, który ich oskarża, gdyż za rządem stoi tylko siła, za oskarżonymi daleko więcej, bo - prawo moralne. Powołanie się na prawo moralne, na owe „agrafoj nomoj”, o których nasłuchaliśmy się niemało pięknych słów z ust naszego greka przy lekturze Sofoklesa, niewiele pomogło nam przed obliczem Temidy w pruskiej szacie. Lecz nie karą, a najwyższym bodaj odznaczeniem wydał się nam, opuszczającym z „podniesionym czołem” siedzibę pruskiej sprawiedliwości, wyrok skazujący na więzienie.
       
          Proces gnieźnieński był ostatnim z trzech, jakie od 1901 roku wytoczono w Prusach polskiej młodzieży. W pierwszym z nich zasiadła na ławie oskarżonych w Toruniu młodzież z gimnazjum chełmińskiego, brodnickiego i toruńskiego, a drugi objął młodzież akademicką z kilku uniwersytetów niemieckich. Nie trzeba dodawać, że żaden z tych procesów nie osiągnął zamierzonego przez władze pruskie celu, nie przestraszył ówczesnej młodzieży. Praca samokształceniowa wśród Polaków w gimnazjach pod b. zaborem pruskim bynajmniej nie ustała, może tu i ówdzie ulegała nieznacznemu i długoletniemu zahamowaniu, lecz zapal dla niej nie ostygł. Jako fakt najbardziej może co do tego znamienny przytoczę, że gdy na 9 czerwca zapowiedziana została rozprawa sądowa w naszym procesie, przybyło do mnie dwóch młodszych kolegów z wiadomością, że większe ich grono postanowiło kontynuować pracę TTZ. Pragnąc podkreślić ciągłość organizacji poprosili mnie o zaprzysiężenie całego grona stosownie do dawnego zwyczaju. Uroczysta ta ceremonia odbyła się w ukrytym zakątku lasu miejskiego — niemal w przeddzień naszego procesu. Warto przy tym podnieść, że wśród tych nowych członków TTZ-u znajdował się również uczeń, który stał się chlubą nauki polskiej, archeolog światowej sławy prof. dr Józef Kostrzewski.
         
           Historia ruchu samokształceniowo-niepodległościowego polskiej młodzieży gimnazjalnej pod byłym zaborem pruskim czeka wciąż jeszcze na gruntowe zbadanie i opracowanie. Jego początki zalegają — mimo, że dzieli nas od nich zaledwie jedno stulecie — w takiej mgle, że poszukującemu ich opierać się przychodzi na samych przypuszczeniach. Przyczyny dopatrywać się należy nie tyle w zrozumiałej ze względów bezpieczeństwa ostrożności, nakazującej zachowanie o tej pracy konspiracyjnej najściślejszej tajemnicy, ile może w mentalności Polaka ziem zachodnich, nie lubiącego chlubić się tym, co uważa za spełnienie obywatelskiego obowiązku. Stąd też brak odpowiednich materiałów pamiętnikarskich, które służyłyby historykowi za źródła. Z drugiej strony wielka część naszych ówczesnych tzw. inteligentów, wyszedłszy ze szkoły fi1omacko-filareckiej gimnazjalnej i uniwersyteckiej rzucała się z takim zapałem w nieustanny wir pracy społeczno-narodowej, że poza nią na nic już nie starczyło czasu.
Spalali się oni, jak Żeromskiego Judym, w spełnieniu przyjętych na siebie obowiązków, nota bene pozazawodowych, dyktowanych im przez sumienie narodowe, przez tego Króla Ducha polskości, co poprzez ciągłą walkę z przemożnym wrogiem wiódł nas ku promiennemu świtowi wolności. O ich pracy świadczyć miały nie słowa pisane w pamiętnikach, lecz rezultaty przejawiające się w takich realiach, jak coraz liczniejszy udział szerokich warstw w procesach i osiągnięciach organizacji kulturalnych i gospodarczych, jak obrona języka i ducha polskiego, czego najwymowniejszym wyrazem były strajki szkolne i tajne nauczanie dziatwy polskiej, — jak wzrost nakładów pism polskich i wzmaganie się czytelnictwa w ogóle, a w rezultacie stały przyrost głosów polskich przy wyborach do pruskich i niemieckich ciał ustawodawczych oraz do reprezentacji komunalnych.
        
            Przypuszczenie, że początku tworzenia tajnych organizacji gimnazjalnych na terenach ziem zachodnich Polski szukać należy w drugiej połowie lat czterdziestych ubiegłego wieku, zdaje się być bardzo bliskim prawdy. Przecież w roku 1936 powstało we Wrocławiu — z inicjatywy Czecha, słynnego biologa prof. Jana Ew. Purkyniego — studenckie Towarzystwo Słowiańsko-Literackie, którego pierwszym prezesem był chlubnie w historii Poznania zapisany lekarz dr Teofil Matecki. Poza Mateckim pracowali w tym jawnym stowarzyszeniu w pierwszych latach o istnienia mężowie tej miary, co Sokolnicki, Magdziński, Berwiński, Janiszewski, będący inicjatorami i inspiratorami najważniejszych poczynań zmierzających do usprawnienia naszej obrony wobec zagrażającej polskości nawały prusactwa. Nie może być najmniejszej wątpliwości, że ci studenci, którzy za lat kilka w życiu narodowym jako posłowie, jako dziennikarze, jako działacze organizacyjni odegrać mieli w społeczeństwie rolę najwybitniejszą, już w okresie studiów, mając bliski kontakt z siedzącymi jeszcze na ławach gimnazjalnych kolegami, wciągali ich w orbitę swych dążeń niepodległościowych, — że tworzyli zakonspirowane związki i kółka gimnazjalne. Nie należy przy tym zapomnieć, że już wówczas zaczynała się ożywiona działalność paryskich kół emigracyjnych zmierzająca do przygotowania wyzwoleńczego ruchu lat 46-tych i 48-mych, że emisariusze paryscy trafiali niewątpliwie także do szeregów młodzieży szkolnej.

           Pewnym jest, że praca konspiracyjna istniała w gimnazjach już przed powstaniem 63 roku. Niezwykle liczny udział młodzieży polskiej spod b. zaboru pruskiego w tym powstaniu zawdzięczać należy bez kwestii tejże pracy. Członkiem tajnej organizacji gimnazjalnej był w swej młodości dr Zygmunt Celichowski, zasłużony kustosz skarbów kórnickich, który w latach 1863/64 należał do wrocławskiego Tow. Lit. Słowiańskiego. Jako jedynym z najstarszych przedstawicieli tajnego gimnazjalnego ruchu młodzieży spotkałem cię z nim w roku 1901 na odbytym w sali nad główną nawą dzisiejszego kościoła jezuickiego w Poznaniu zjeździe przedstawicieli gimnazjalnych TTZ-ów, któremu przewodniczył mec. Bernard Chrzanowski.
          
           Na przykładzie Gniezna przeprowadzić się da niezbity dowód, w jak wysokiej mierze istnienia, a w tym wypadku wykrycie i proces tajnej organizacji TTZ-u, wpłynęły na ożywienie i okrzepnięcie ducha narodowego i niepodległościowego w tym mieście. Z inicjatywy „skazańców” powstały tam wśród młodzieży męskiej i żeńskiej kół pracujących jawne organizacje samopomocy naukowej, wzmogła się praca odczytowa w „Sokole” i towarzystwach rzemieślniczych, potworzyły się zespoły teatralne młodych, które odegrały kilka komedii Fredry, a nawet Słowackiego „Marię Stuart” pod kierownictwem zasłużonego dr-a Ignacego Trepińskiego, ongiś prezesa miejscowego TTZ”u. Pobudzało to do tym bardziej wytężonej pracy zasłużoną organizatorkę amatorskiego ruchu teatralnego, właścicielkę zakładu fotograficznego Gdeczykową, dla swych zamiłowań zwaną „matką komediantów”, a niemniej zduna — deklamatora Bysikiewicza, dzięki którego staraniom „Stary Przemysł” zagrał „Czaple pióro”.
        
          W podobnym duchu oddziaływała młodzież, która przeszła tajną szkolę filomacko-filarecką na ławach gimnazjalnych, objąwszy po ukończeniu nauk dostępne dla Polaków stanowiska lekarzy, adwokatów, duchownych, dziennikarzy, urzędników banków spółdzielczych, wszędzie po miastach i miasteczkach, a nawet wsiach wielkopolskich, pomorskich i śląskich. Byli filomaci i filareci znajdowali wszędzie w organizacjach wszelkiego rodzaju: oświatowo-kulturalnych, politycznych i gospodarczych serca gorące, umysły spragnione wiedzy, słowem — materiał ludzki, w którym prześladowanie polskości roznieciło świadomość narodową i tęsknotę za wolnością. I dzięki ich pracy rósł niemal z dnia na dzień potencjał potężnych, ludowych sił, które ostatecznie zdołały wywalczyć wolność ziemiom b. zaboru pruskiego.


                                                                                    
powrót do góry
Wszystkie prawa zastrzeżone absolwent.gniezno.pl 2008r.